Wspomnienia świadka katastrofy pod Otłoczynem. "Pierwszy wagon zniknął całkowicie"
- Marek Zioła
- 19 sie
- 2 minut(y) czytania

19 sierpnia obchodzimy rocznicę katastrofy kolejowej pod Otłoczynem. Katastrofa, która wydarzyła się 19 sierpnia 1980 roku, nadal pozostaje jedną z największych tragedii w historii polskiej kolei. Dziennikarz Zbigniew Juchniewicz, pierwszy przedstawiciel mediów na miejscu zdarzenia, podzielił się swoimi wstrząsającymi wspomnieniami na temat tamtych chwil. Relacja rzuca nowe światło na skalę zniszczeń oraz trudności, z jakimi zmagały się służby ratunkowe.
Wydarzenia z 19 sierpnia 1980 roku, które rozegrały się o 4:35 nad ranem, wstrząsnęły całą Polską. Pociąg pospieszny z Kołobrzegu do Łodzi, mocno opóźniony, zderzył się czołowo z pociągiem towarowym w niewielkim wąwozie w okolicach miejscowości Brzoza. W wyniku katastrofy zginęło 67 osób, a 64 zostały poważnie ranne. Jak wynika z późniejszych ustaleń, maszynista składu towarowego zignorował sygnał „Stój!” na semaforze i wjechał na tor przeznaczony do jazdy w przeciwnym kierunku. Służby ruchu kolejowego szybko zauważyły problem, ale brak łączności radiowej z maszynistami uniemożliwił zatrzymanie pociągów, co doprowadziło do tragicznego zderzenia.
Katastrofa kolejowa pod Otłoczynem oczami dziennikarza
Zbigniew Juchniewicz, ówczesny dziennikarz toruńskich „Nowości”, usłyszał o katastrofie dzięki syrenom karetek pogotowia. Po telefonie do znajomego na milicji dowiedział się o zderzeniu dwóch pociągów i jako pierwszy przedstawiciel mediów dotarł na miejsce katastrofy, jeszcze przed 6:00 rano. Widok, który zastał, był przerażający i nie do zapomnienia.
"Dojechałem do tego miejsca, gdzie teraz rozmawiamy i gdzie stoi pomnik, przed 6 rano. Akcja ratunkowa się rozpoczynała na serio. Widok był przerażający. Rozbite wagony, wszystko w proszku, rozsypane. Ludzie uwięzieni pod wagonami, we wnętrzu wagonów. A po drugiej stronie – tam na tej skarpie – żołnierze i ZOMO-wcy zaczęli już układać pierwsze ciała ofiar"
Dziennikarz wskazał również, że siła zderzenia była tak wielka, że z pierwszego wagonu pasażerskiego nic nie pozostało. Jego brak stwierdzono dopiero po przeliczeniu ocalałych wózków podwozia. Łączna prędkość obu pociągów w chwili zderzenia wynosiła około 120 km/h, co spowodowało niewyobrażalne zniszczenia. Juchniewicz opowiadał, że ze względu na wyciek paliwa nie można było używać ciężkiego sprzętu, a ratownicy musieli ręcznie wydobywać ofiary.
Przyczyny i konsekwencje katastrofy
Chociaż ustalono, że maszynista pociągu towarowego świadomie wjechał na niewłaściwy tor, eksperci i historycy wskazują na inną, bardziej prawdopodobną przyczynę zdarzenia. Mężczyzna pełnił służbę niemal bez przerwy przez około 25 godzin, co wskazuje na skrajne zmęczenie. W tamtych czasach nadgodziny na kolei były powszechną praktyką, która tolerowały władze Polskich Kolei Państwowych ze względu na braki kadrowe. Zbigniew Juchniewicz przyznał, że wspomnienie katastrofy nadal go prześladuje. Mimo upływu lat, obraz zniszczeń i cierpienia pozostał w jego pamięci. Nawet zdjęcia, które zrobił na miejscu wypadku, były powodem perypetii z cenzurą ze względu na obecność ówczesnego I sekretarza partii, Edwarda Gierka.
Komentarze